*** Rin ***
- Yoshihiro.
Szef yakuzy. Osoba, której byłam oddana i dla której spełnie każdy
rozkaz. Przyjął mnie gdy byłam dzieckiem, zapewnił mi dom oraz opiekę.
- Akira.
Jeden z naszych szpiegów infiltrujący siły cesarza i samurajów. Starszy, siwy mężczyzna, który sam był kiedyś
samurajem.
- Jun.
Mój najlepszy
przyjaciel oraz obecnie nauczyciel, który nauczył mnie jak
być ninja. Blondyn, posiada Talent zwiększonej prędkości.
- Hideyoshi.
Mój ojciec, który zdradził nasz klan. Zamordował moją matkę i
mnie porzucił.
- Kazuya.
Samuraj, który mnie porwał i przetrzymywał w więzieniu. Torturował mnie razem z resztą
samurajów.
- Rin.
Ninja gotowa zabić każdego przeciwnika.
- Pamiętasz już, Rin? - delikatnie uniosłam
powieki do góry. Kilka osób przyglądało mi się uważnie. Rozpoznałam każdą z
nich. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby w głowie pojawiły się wspomnienia z
nimi związane. Yoshihiro delikatnie pogładził mnie po głowie.- Rin? Już w
porządku?
- Pamiętam wszystko - odparłam spokojnie,
rozglądając się naokoło. Leżałam na łóżku. Spojrzałam na
rany przy nadgarstkach, które według moich
wspomnień były spowodowane przez samurajów. Wzdrygnęłam się lekko na te wspomnienia. Były pełne cierpienia. Czułam,
że zbiera się we mnie okropna złość, wręcz nienawiść i wstręt. W każdym z tych
okropnych wspomnień znajdował się ten czarnowłosy samuraj, Kazuya.- Zapłacą mi
za to.
- Odpoczniesz teraz, przez następne dwa lub trzy
tygodnie będziemy ciężko ćwiczyć, żeby przywrócić twoje ciało oraz Talent do dawnej formy - Jun rzucił beznamiętnie. Od
kiedy pamiętam blondyn niezbyt okazywał emocje.
- Tak, już niedługo pokażemy im, że wróciłaś i masz się dobrze - Akira zaśmiał się złówieszczo.-
Zasiejemy w ich sercach strach, a potem ulżymy im przez szybką śmierć!
- To było słabe - Jun skwitował, na co lekko się
uśmiechnęłam.
* Kazuya *
Do siedziby ruchu oporu dotarłem
błyskawicznie. Wejście do niej
znajdowało się w opuszczonym budynku
funkcjonującym niegdyś jako magazyn. Naparłem na drzwi, ale nie
ustąpiły, najwyraźniej były zamknięte na klucz. Zniecierpliwiony, wyszarpnąłem
katanę zza pasa i zamachnąłem się dwa razy. Fragment w którym znajdował się zamek
odpadł i metalowe drzwi uległy mojemu naciskowi.
Wnętrze budynku było całkowicie ciemne,
wyglądało jak opuszczone, jednak ja wiedziałem jak dostać się do wnętrza
siedziby rebeliantów. Podszedłem do stróżówki i odsunąłem skrzynkę blokującą
ukryty w podłodze właz. Dziwiło mnie trochę, że tyle czasu nikt tego nie
odkrył. A może odkrył, tylko pozbywali się ciekawskich…?
Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać.
Ponownie wyjąłem katanę i rozciąłem nią kłódkę blokującą właz, następnie niemal
rzucając nim w górę. Nie chowając miecza, zeskoczyłem w dół szybu, lądując
kilka metrów niżej. Znajdowałem się teraz w wąskim, słabo oświetlonym
korytarzu. Niemal od razu zauważył mnie idący nim strażnik. Zanim jednak zdążył
podnieść alarm, podbiegłem bliżej i uderzyłem go w brzuch rękojeścią katany, a
następnie dłonią w skroń. Mężczyzna upadł na ziemię nieprzytomny, nie
wszczynając alarmu. Prędzej czy później jednak mieli pojawić się w pobliżu inni
rebelianci, więc musiałem działać szybko. Musiałem znaleźć Shiro i zmusić go do
gadania. Wyskoczyłem z ciemnego korytarza do
pobliskiego pomieszczenia, mijając siedzących przy stoliku 2 mężczyzn,
najprawdopodobniej mających robić za stróżówkę. Wyglądało na to, że nawet mnie
nie zauważyli, zbyt zajęci dopatrywaniem się znaczków na kartach do gry, w
końcu było ciemno. Kolejne drzwi pokonałem, wyważając je kopniakiem. Siła impetu
znokautowała jakiegoś stojącego za nimi biedaka i zwróciła uwagę przynajmniej
kilku innych osób.
- Intruz! – podniosły się głosy. – Mamy
intruza!
- SHIIIIROOOO! – wrzasnąłem wgłąb siedziby. –
ODDAWAJ RIN ALBO WEZMĘ SOBIE TWOICH LUDZI W ZAMIAN!
Odwróciłem się i zobaczyłem biegnących w moją
stronę strażników. Bez chwili zwłoki wyważyłem kolejne drzwi i wbiłem się do
następnego pomieszczenia. Pokonałem tak jeszcze kilka pokoi, niezatrzymany, gdy
nagle usłyszałem świst stali zaraz koło mojego ucha. Odruchowo odskoczyłem i
spojrzałem w tamtą stronę.
- Ty skretyniały debilu! – syknął stojący tam
samuraj. – Co ty wyrabiasz?!
- Shiro. – warknąłem. – Oddawaj ją. Teraz.
JUŻ!
- Niby kogo, do cholery?! Tę twoją pannę?!
Skąd niby miałbym ją mieć?!
- Nie rób ze mnie idioty, zostawiliście
kartkę! Jest dla was niewygodna bo wyprowadzam przez nią dodatkowe żądania! –
stwierdziłem, szykując się do obrony.
- Ty… - Shiro wyglądał na zaskoczonego i
załamanego. – Ty baranie. Myślisz, że zostawiłbym ci kartkę? Myślisz, że coś zyskam
na tym, że ją porwę? Kompletnie NIC!
W tej chwili usłyszeliśmy huk i pomieszczenie
się zatrzęsło.
- Co do cholery… - spojrzałem w stronę wyjścia
z podziemia.
- Przyprowadziłeś tu posiłki?! – warknął na
mnie Shiro.
- Nie, ja nie… - zacząłem, ale przerwała mi
fala gorąca dochodząca z korytarza i wrzaski znajdujących się tam osób.
- Ogień? – obaj spojrzeliśmy po sobie.
- INTRUZI! ALARM! – krzyczeli strażnicy. – To
ona!
- Ona…? – zmarszczyłem brwi. – …Rin?
-Wiedziałem do cholery. WIEDZIAŁEM! – Shiro
pobiegł wgłąb korytarza. – Tym razem ją zabiję!
Zacisnąłem zęby i ruszyłem za nim. Jeśli to
była ona, to nie mogłem pozwolić jej zginąć. Ale dlaczego akurat teraz by tu
była? Czy oni jednak ją porwali, czy Shiro mówił prawdę?
Po kilkunastu krokach zobaczyłem ją i kilka
innych osób, wszyscy ubrani byli w stroje z emblematem smoka, symbolem jednego
z odłamów yakuzy. Ale dlaczego Rin była z nimi? W dodatku uśmiechała się tak…
złowrogo.
- Nie wygląda jak Rin. – mruknąłem do Shiro
gdy zatrzymaliśmy się koło siebie.
- Nie interesuje mnie to. Wykończę wszystkich.
- Zostaw ją mnie. – powiedziałem głosem
nieznoszącym sprzeciwu. – Zajmę się tym.
- Masz czas dopóki nie uporam się z resztą. –
odrzekł samuraj.
Obaj stanęliśmy w pozycjach obronnych. Było
nas dwóch przeciwko nim.
Zapowiadało się zabawnie.
* Rin *
Otrzymałam rozkaz przygotować się do wymarszu.
Akira poinformował mnie, że znalezli kryjówkę ruchu oporu i że złożymy im wizytę, żeby
pokazać naszym wrogom, że wróciłam i że nie mogą
się przede mną ukryć.
Odbyłam krótki sparing z Junem, po czym udałam się do swojego pokoju i przebrałam w
strój z naszym emblematem smoka.
Przejrzałam się szybko w lustrze i uśmiechnęłam.
- Rin? Gotowa? - dobiegł mnie głos Juna zza drzwi.-
Chodz po broń.
- Idę, idę - odparłam, wybiegając z pomieszczenia
i dołączając do blondyna.
- Masz pozwolenie dzisiaj zaszaleć i ukarać ich
wszystkich - chłopak kontynuował, uśmiechająć się do mnie.- Nie musisz się
powstrzymywać.
- Nie zamierzałam się powstrzymywać -
odwzajemniłam uśmiech, po czym weszliśmy do zbrojowni. Zostałam zaopatrzona w
kunaie, dwa sztylety oraz kilka ukrytych w stroju ostrz. Zapowiadała się
ciekawa zabawa. Zamierzałam dorwać swojego ojca i zabić go przy pierwszej
okazji za to co zrobił mamie. Nie miałam za wiele wspomnień z nią związanych, może jedno lub dwa i była bardzo kochającą i delikatną osobą, nie mogłam zrozumieć jak mógł ją skrzywdzić. Jeżeli tylko ja byłam w stanie wymierzyć mu za to sprawiedliwość, to niech tak będzie.
*
- To tutaj - Jun skinął głową w stronę budynku.-
Panie przodem. Nie będę wtrącał się do walki, ale mam cię pilnować.
- Jakby to akurat było potrzebne - mruknęłam,
wchodząc do środka. Rozejrzałam się. Na pierwszy rzut oka był to opuszczony magazyn,
jednak od razu zauważyłam właz na ziemii, który był otwarty. Sami prosili się o gości.
Zeskoczyłam pierwsza. Kilku pozostałych oraz Jun
zeskoczyli za mną. Nie wysyłali ze mną zbyt wielkiej siły. Miałam rozkaz zrównać to miejsce z ziemią a Yoshihiro wiedział, że
ten rozkaz sumiennie wykonam.
Na dole panował chaos. Naokoło biegali strażnicy.
Najwyrazniej coś się działo jeszcze zanim tu wpadliśmy.
Mimo to zostaliśmy zauważeni niemal od razu.
- Yakuza! To Yakuza! - jeden ze strażników krzyknął w przerażeniu i zaczął uciekać.
Rzuciłam w niego jednym z kunaiów, trafiając w
tętnicę. Mężczyzna runął na ziemię jak kłoda. Następnie machnęłam ręką,
używając Talentu i wysyłając falę ognia, która wypełniła cały korytarz, spalając strażników żywcem, po czym rozpełzła się także do kilku sąsiednich korytarzy.
- INTRUZI! ALARM! - z korytarza obok strażnicy
zaczęli krzyczeć na całe płuca.- To ona!
Ach, a więc mnie pamiętali.
Ruszyłam dalej, prowadząc swój mały oddział.
Nagle z jednego z pomieszczeń wypadła dwójka mężczyzn. Jednego poznałam natychmiast.
Kazuya, samuraj który mnie porwał,
torturował a potem więził. Nie wiedziałam, ze jest z ruchem oporu, ale to nawet
lepiej. Dwie pieczenie na jednym ogniu!
Uśmiechnęłam się, nie mogąc doczekać się momentu,
gdy wbije mu jeden ze sztyletów w serce.
Samuraj wbijał we mnie zaskoczone spojrzenie, po
czym przybrał pozycję obronną. Jego kolega zrobił to samo. Zamienili kilka słów.
- Rin, masz chyba tutaj rachunki do wyrównania - Jun odparł spokojnie, przyglądając mi
się z uśmiechem.- Chłopcy zajmą się tamtym drugim. Pamiętaj, że Kazuya jest
Utalentowanym.
- Żaden Talent mu nie pomoże - wycedziłam przez
zaciśnięte zęby, ruszając w stronę czarnowłosego. Sięgnęłam po dwa kunaie i
spojrzałam wyzywająco na samuraja.- Zapłacisz mi za wszystko.
- Rin, o czym ty mówisz? - Kazuya patrzył na mnie skołowany.- Co się stało? Czemu z nimi
jesteś?
- Wróciłam tam gdzie
przynależę - odparłam oschle, rzucając jeden z kunaiów w jego kierunku. Wykonał unik, rozdzielając się od swojego towarzysza.-
Myślałeś, że będziesz mnie więził na zawsze?!
- Więził? Co ty wygadujesz? - zamrugał, wbijając
we mnie zielone tęczówki.- Rin, proszę,
uspokój się i wytłumacz mi co się
stało. Tak bardzo się o ciebie martwiłem.
- Martwiłeś się?! O mnie?! - czułam, że wszystko
się we mnie gotuje. W głowie miałam wspomnienia różnych tortur, które na mnie stosował,
żebym wygadała mu informacje odnośnie Yakuzy. Pamiętałam wyraznie cierpienie,
jakie mi zgotował. Ból który mi się z nim kojarzył był nie do opisania. Doskoczyłam do niego, wyprowadzając szybki cios pięścią w
jego twarz. Chłopak nie zdązył tego zablokować, przez co wpadł na ścianę. Nie
zamierzałam dać mu chwili wytchnienia. Szybko wykonałam kolejny cios, który dał radę zablokować, jednak było to bez
znaczenia, ponieważ gdy przytrzymał moją rękę to odsłonił całkiem brzuch, w który kopnęłam z całej siły. Czarnowłosy syknął z bólu, po czym odskoczył kawałek ode mnie.
- Rin - wydyszał, patrząc na mnie błagalnie.- Nie
poznajesz mnie...?
- Poznaję, Shintaro Kazuya - odparłam chłodno, wyjmując
dwa sztylety.- Zapłacisz mi za to wszystko. Zabije ciebie, swojego obrzydliwego
ojca-mordercę i każdego, kto znajduje się w tym budynku. A potem to wszystko
spalę na popiół i zabiorę się za resztę samurajów i cesarza!
- Rin, przestań - zielonooki zaczął iść w moją
stronę. Uważnie mu się przyjrzałam, ale jedyną jego bronią była katana, która
była aktualnie schowana w pochwie.- Nie wiem, co dokładnie ci zrobili, ale nie
chcesz tego zrobić. Nie jesteś taka. Spędziliśmy razem tyle czasu i wiem, jak
bardzo przeżywałaś całą amnezję, wszystkie walki z yakuzą. Wiem, że nie jesteś
żadnym mordercą. Wiem, jaka naprawdę jesteś, ciepła, troskliwa i delikatna.
- Nic o mnie nie wiesz - syknęłam, celując w
niego sztyletem.- Kompletnie nic nie wiesz i wygadujesz jakieś zmyślone historie,
które cię nie uratują!
- To ty mnie poprzednio uratowałaś, pamiętasz?
- spytał, uśmiechająć się lekko.- Tak bardzo chciałem cię chronić, ale koniec
końców to ty uratowałaś mnie przed śmiercią. Więcej niż raz, bo od kiedy
znalazłem cię między tamtymi kontenerami śmieci zmieniłaś moje życie na lepsze.
Kocham cię, Rin. Chcę żebyś wróciła ze mną do domu.
Czy on był nienormalny czy też naprawdę
myślał, że takie sztuczki zadziałają?
Zaatakowałam ponownie. Czarnowłosy szybko wyjął katanę i
zaczął blokować moje ataki. Jednak z każdym moim uderzeniem zdawał się nieco
słabnąć. Zauważyłam, że zaczynał lekko utykać na jednej z nóg. Przyśpieszyłam atak, wyłapując dziury w
obronie chłopaka i raniąc go raz po raz.
- Rin, nie chcę z tobą walczyć ani cię skrzywdzić
- Kazuya patrzył na mnie błagalnie. Czułam, jak coraz bardziej zbiera się we
mnie gniew. Krzyknęłam z frustracji i szybko użyłam Talentu, posyłając w jego
stronę płomień w kształcie ostrza. Odskoczył, po czym złapał mnie wolną reką za
ramię.- Rin! Posłuchaj mnie!
W głowie mignęły mi wspomnienia tortur i cierpienia, jakie mi zadawał. Wspomnienia tego, jak się nade mną znęcał, gnoił i usiłował mnie złamać.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam, po czym wbiłam
sztylet w jego dłoń i tym samym w swoje ramię. Chciałam go zniszczyć, spalić
doszczętnie. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Wyszarpnęłam sztylet,
kopnęłam go i odskoczyłam kawałek dalej. Ogień zaczął się rozchodzić po
drewnianej podłodze, która teraz skrzypiała
niebezpiecznie.- Nie dożyjesz następnego dnia! Nikt z was go nie dożyje!
Czułam, jak ogień zaczynał pulsować mi w żyłach.
Czułam okropną frustrację i ogarniającą mnie furię. Najpierw zabili mamę. Potem mnie torturowali...
Straciłam tak wiele z ich rąk.
Straciłam tak wiele z ich rąk.
Chciałam wysadzić cały ten budynek i zabić wszystkich, którzy się w nim znajdują. Jedyna osoba, która być może miała na tyle siły aby mnie zatrzymać stała właśnie przede mną.