poniedziałek, 7 października 2019

#12 Siła spojrzenia



*** Rin ***
- Yoshihiro.
Szef yakuzy. Osoba, której byłam oddana i dla której spełnie każdy rozkaz. Przyjął mnie gdy byłam dzieckiem, zapewnił mi dom oraz opiekę.
- Akira.
Jeden z naszych szpiegów infiltrujący siły cesarza i samurajów. Starszy, siwy mężczyzna, który sam był kiedyś samurajem.
- Jun.
Mój najlepszy przyjaciel oraz obecnie nauczyciel, który nauczył mnie jak być ninja. Blondyn, posiada Talent zwiększonej prędkości.
- Hideyoshi.
Mój ojciec, który zdradził nasz klan. Zamordował moją matkę i mnie porzucił.
- Kazuya.
Samuraj, który mnie porwał i przetrzymywał w więzieniu. Torturował mnie razem z resztą samurajów.
- Rin.
Ninja gotowa zabić każdego przeciwnika.
- Pamiętasz już, Rin? - delikatnie uniosłam powieki do góry. Kilka osób przyglądało mi się uważnie. Rozpoznałam każdą z nich. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby w głowie pojawiły się wspomnienia z nimi związane. Yoshihiro delikatnie pogładził mnie po głowie.- Rin? Już w porządku?
- Pamiętam wszystko - odparłam spokojnie, rozglądając się naokoło. Leżałam na łóżku. Spojrzałam na rany przy nadgarstkach, które według moich wspomnień były spowodowane przez samurajów. Wzdrygnęłam się lekko na te wspomnienia. Były pełne cierpienia. Czułam, że zbiera się we mnie okropna złość, wręcz nienawiść i wstręt. W każdym z tych okropnych wspomnień znajdował się ten czarnowłosy samuraj, Kazuya.- Zapłacą mi za to.
- Odpoczniesz teraz, przez następne dwa lub trzy tygodnie będziemy ciężko ćwiczyć, żeby przywrócić twoje ciało oraz Talent do dawnej formy - Jun rzucił beznamiętnie. Od kiedy pamiętam blondyn niezbyt okazywał emocje.
- Tak, już niedługo pokażemy im, że wróciłaś i masz się dobrze - Akira zaśmiał się złówieszczo.- Zasiejemy w ich sercach strach, a potem ulżymy im przez szybką śmierć!
- To było słabe - Jun skwitował, na co lekko się uśmiechnęłam.

* Kazuya *
Do siedziby ruchu oporu dotarłem błyskawicznie.  Wejście do niej znajdowało się w opuszczonym budynku  funkcjonującym niegdyś jako magazyn. Naparłem na drzwi, ale nie ustąpiły, najwyraźniej były zamknięte na klucz. Zniecierpliwiony, wyszarpnąłem katanę zza pasa i zamachnąłem się dwa razy. Fragment w którym znajdował się zamek odpadł i metalowe drzwi uległy mojemu naciskowi.
Wnętrze budynku było całkowicie ciemne, wyglądało jak opuszczone, jednak ja wiedziałem jak dostać się do wnętrza siedziby rebeliantów. Podszedłem do stróżówki i odsunąłem skrzynkę blokującą ukryty w podłodze właz. Dziwiło mnie trochę, że tyle czasu nikt tego nie odkrył. A może odkrył, tylko pozbywali się ciekawskich…?
Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Ponownie wyjąłem katanę i rozciąłem nią kłódkę blokującą właz, następnie niemal rzucając nim w górę. Nie chowając miecza, zeskoczyłem w dół szybu, lądując kilka metrów niżej. Znajdowałem się teraz w wąskim, słabo oświetlonym korytarzu. Niemal od razu zauważył mnie idący nim strażnik. Zanim jednak zdążył podnieść alarm, podbiegłem bliżej i uderzyłem go w brzuch rękojeścią katany, a następnie dłonią w skroń. Mężczyzna upadł na ziemię nieprzytomny, nie wszczynając alarmu. Prędzej czy później jednak mieli pojawić się w pobliżu inni rebelianci, więc musiałem działać szybko. Musiałem znaleźć Shiro i zmusić go do gadania. Wyskoczyłem z ciemnego korytarza do pobliskiego pomieszczenia, mijając siedzących przy stoliku 2 mężczyzn, najprawdopodobniej mających robić za stróżówkę. Wyglądało na to, że nawet mnie nie zauważyli, zbyt zajęci dopatrywaniem się znaczków na kartach do gry, w końcu było ciemno. Kolejne drzwi pokonałem, wyważając je kopniakiem. Siła impetu znokautowała jakiegoś stojącego za nimi biedaka i zwróciła uwagę przynajmniej kilku innych osób.
- Intruz! – podniosły się głosy. – Mamy intruza!
- SHIIIIROOOO! – wrzasnąłem wgłąb siedziby. – ODDAWAJ RIN ALBO WEZMĘ SOBIE TWOICH LUDZI W ZAMIAN!
Odwróciłem się i zobaczyłem biegnących w moją stronę strażników. Bez chwili zwłoki wyważyłem kolejne drzwi i wbiłem się do następnego pomieszczenia. Pokonałem tak jeszcze kilka pokoi, niezatrzymany, gdy nagle usłyszałem świst stali zaraz koło mojego ucha. Odruchowo odskoczyłem i spojrzałem w tamtą stronę.
- Ty skretyniały debilu! – syknął stojący tam samuraj. – Co ty wyrabiasz?!
- Shiro. – warknąłem. – Oddawaj ją. Teraz. JUŻ!
- Niby kogo, do cholery?! Tę twoją pannę?! Skąd niby miałbym ją mieć?!
- Nie rób ze mnie idioty, zostawiliście kartkę! Jest dla was niewygodna bo wyprowadzam przez nią dodatkowe żądania! – stwierdziłem, szykując się do obrony.
- Ty… - Shiro wyglądał na zaskoczonego i załamanego. – Ty baranie. Myślisz, że zostawiłbym ci kartkę? Myślisz, że coś zyskam na tym, że ją porwę? Kompletnie NIC!
W tej chwili usłyszeliśmy huk i pomieszczenie się zatrzęsło.
- Co do cholery… - spojrzałem w stronę wyjścia z podziemia.
- Przyprowadziłeś tu posiłki?! – warknął na mnie Shiro.
- Nie, ja nie… - zacząłem, ale przerwała mi fala gorąca dochodząca z korytarza i wrzaski znajdujących się tam osób.
- Ogień? – obaj spojrzeliśmy po sobie.
- INTRUZI! ALARM! – krzyczeli strażnicy. – To ona!
- Ona…? – zmarszczyłem brwi. – …Rin?
-Wiedziałem do cholery. WIEDZIAŁEM! – Shiro pobiegł wgłąb korytarza. – Tym razem ją zabiję!
Zacisnąłem zęby i ruszyłem za nim. Jeśli to była ona, to nie mogłem pozwolić jej zginąć. Ale dlaczego akurat teraz by tu była? Czy oni jednak ją porwali, czy Shiro mówił prawdę?
Po kilkunastu krokach zobaczyłem ją i kilka innych osób, wszyscy ubrani byli w stroje z emblematem smoka, symbolem jednego z odłamów yakuzy. Ale dlaczego Rin była z nimi? W dodatku uśmiechała się tak… złowrogo.
- Nie wygląda jak Rin. – mruknąłem do Shiro gdy zatrzymaliśmy się koło siebie.
- Nie interesuje mnie to. Wykończę wszystkich.
- Zostaw ją mnie. – powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Zajmę się tym.
- Masz czas dopóki nie uporam się z resztą. – odrzekł samuraj.
Obaj stanęliśmy w pozycjach obronnych. Było nas dwóch przeciwko nim.
Zapowiadało się zabawnie.

* Rin *

Otrzymałam rozkaz przygotować się do wymarszu.
Akira poinformował mnie, że znalezli kryjówkę ruchu oporu i że złożymy im wizytę, żeby pokazać naszym wrogom, że wróciłam i że nie mogą się przede mną ukryć.
Odbyłam krótki sparing z Junem, po czym udałam się do swojego pokoju i przebrałam w strój z naszym emblematem smoka. Przejrzałam się szybko w lustrze i uśmiechnęłam.
- Rin? Gotowa? - dobiegł mnie głos Juna zza drzwi.- Chodz po broń.
- Idę, idę - odparłam, wybiegając z pomieszczenia i dołączając do blondyna.
- Masz pozwolenie dzisiaj zaszaleć i ukarać ich wszystkich - chłopak kontynuował, uśmiechająć się do mnie.- Nie musisz się powstrzymywać.
- Nie zamierzałam się powstrzymywać - odwzajemniłam uśmiech, po czym weszliśmy do zbrojowni. Zostałam zaopatrzona w kunaie, dwa sztylety oraz kilka ukrytych w stroju ostrz. Zapowiadała się ciekawa zabawa. Zamierzałam dorwać swojego ojca i zabić go przy pierwszej okazji za to co zrobił mamie. Nie miałam za wiele wspomnień z nią związanych, może jedno lub dwa i była bardzo kochającą i delikatną osobą, nie mogłam zrozumieć jak mógł ją skrzywdzić. Jeżeli tylko ja byłam w stanie wymierzyć mu za to sprawiedliwość, to niech tak będzie.
*
- To tutaj - Jun skinął głową w stronę budynku.- Panie przodem. Nie będę wtrącał się do walki, ale mam cię pilnować.
- Jakby to akurat było potrzebne - mruknęłam, wchodząc do środka. Rozejrzałam się. Na pierwszy rzut oka był to opuszczony magazyn, jednak od razu zauważyłam właz na ziemii, który był otwarty. Sami prosili się o gości.
Zeskoczyłam pierwsza. Kilku pozostałych oraz Jun zeskoczyli za mną. Nie wysyłali ze mną zbyt wielkiej siły. Miałam rozkaz zrównać to miejsce z ziemią a Yoshihiro wiedział, że ten rozkaz sumiennie wykonam.
Na dole panował chaos. Naokoło biegali strażnicy. Najwyrazniej coś się działo jeszcze zanim tu wpadliśmy.
Mimo to zostaliśmy zauważeni niemal od razu.
- Yakuza! To Yakuza! - jeden ze strażników krzyknął w przerażeniu i zaczął uciekać. Rzuciłam w niego jednym z kunaiów, trafiając w tętnicę. Mężczyzna runął na ziemię jak kłoda. Następnie machnęłam ręką, używając Talentu i wysyłając falę ognia, która wypełniła cały korytarz, spalając strażników żywcem, po czym rozpełzła się także do kilku sąsiednich korytarzy.
- INTRUZI! ALARM! - z korytarza obok strażnicy zaczęli krzyczeć na całe płuca.- To ona!
Ach, a więc mnie pamiętali.
Ruszyłam dalej, prowadząc swój mały oddział.
Nagle z jednego z pomieszczeń wypadła dwójka mężczyzn. Jednego poznałam natychmiast. Kazuya, samuraj który mnie porwał, torturował a potem więził. Nie wiedziałam, ze jest z ruchem oporu, ale to nawet lepiej. Dwie pieczenie na jednym ogniu!
Uśmiechnęłam się, nie mogąc doczekać się momentu, gdy wbije mu jeden ze sztyletów w serce.
Samuraj wbijał we mnie zaskoczone spojrzenie, po czym przybrał pozycję obronną. Jego kolega zrobił to samo. Zamienili kilka słów.
- Rin, masz chyba tutaj rachunki do wyrównania - Jun odparł spokojnie, przyglądając mi się z uśmiechem.- Chłopcy zajmą się tamtym drugim. Pamiętaj, że Kazuya jest Utalentowanym.
- Żaden Talent mu nie pomoże - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, ruszając w stronę czarnowłosego. Sięgnęłam po dwa kunaie i spojrzałam wyzywająco na samuraja.- Zapłacisz mi za wszystko.
- Rin, o czym ty mówisz? - Kazuya patrzył na mnie skołowany.- Co się stało? Czemu z nimi jesteś?
- Wróciłam tam gdzie przynależę - odparłam oschle, rzucając jeden z kunaiów w jego kierunku. Wykonał unik, rozdzielając się od swojego towarzysza.- Myślałeś, że będziesz mnie więził na zawsze?!
- Więził? Co ty wygadujesz? - zamrugał, wbijając we mnie zielone tęczówki.- Rin, proszę, uspokój się i wytłumacz mi co się stało. Tak bardzo się o ciebie martwiłem.
- Martwiłeś się?! O mnie?! - czułam, że wszystko się we mnie gotuje. W głowie miałam wspomnienia różnych tortur, które na mnie stosował, żebym wygadała mu informacje odnośnie Yakuzy. Pamiętałam wyraznie cierpienie, jakie mi zgotował. Ból który mi się z nim kojarzył był nie do opisania. Doskoczyłam do niego, wyprowadzając szybki cios pięścią w jego twarz. Chłopak nie zdązył tego zablokować, przez co wpadł na ścianę. Nie zamierzałam dać mu chwili wytchnienia. Szybko wykonałam kolejny cios, który dał radę zablokować, jednak było to bez znaczenia, ponieważ gdy przytrzymał moją rękę to odsłonił całkiem brzuch, w który kopnęłam z całej siły. Czarnowłosy syknął z bólu, po czym odskoczył kawałek ode mnie.
- Rin - wydyszał, patrząc na mnie błagalnie.- Nie poznajesz mnie...?
- Poznaję, Shintaro Kazuya - odparłam chłodno, wyjmując dwa sztylety.- Zapłacisz mi za to wszystko. Zabije ciebie, swojego obrzydliwego ojca-mordercę i każdego, kto znajduje się w tym budynku. A potem to wszystko spalę na popiół i zabiorę się za resztę samurajów i cesarza!
- Rin, przestań - zielonooki zaczął iść w moją stronę. Uważnie mu się przyjrzałam, ale jedyną jego bronią była katana, która była aktualnie schowana w pochwie.- Nie wiem, co dokładnie ci zrobili, ale nie chcesz tego zrobić. Nie jesteś taka. Spędziliśmy razem tyle czasu i wiem, jak bardzo przeżywałaś całą amnezję, wszystkie walki z yakuzą. Wiem, że nie jesteś żadnym mordercą. Wiem, jaka naprawdę jesteś, ciepła, troskliwa i delikatna.
- Nic o mnie nie wiesz - syknęłam, celując w niego sztyletem.- Kompletnie nic nie wiesz i wygadujesz jakieś zmyślone historie, które cię nie uratują!
- To ty mnie poprzednio uratowałaś, pamiętasz? - spytał, uśmiechająć się lekko.- Tak bardzo chciałem cię chronić, ale koniec końców to ty uratowałaś mnie przed śmiercią. Więcej niż raz, bo od kiedy znalazłem cię między tamtymi kontenerami śmieci zmieniłaś moje życie na lepsze. Kocham cię, Rin. Chcę żebyś wróciła ze mną do domu.
Czy on był nienormalny czy też naprawdę myślał, że takie sztuczki zadziałają?
Zaatakowałam ponownie. Czarnowłosy szybko wyjął katanę i zaczął blokować moje ataki. Jednak z każdym moim uderzeniem zdawał się nieco słabnąć. Zauważyłam, że zaczynał lekko utykać na jednej z nóg. Przyśpieszyłam atak, wyłapując dziury w obronie chłopaka i raniąc go raz po raz.
- Rin, nie chcę z tobą walczyć ani cię skrzywdzić - Kazuya patrzył na mnie błagalnie. Czułam, jak coraz bardziej zbiera się we mnie gniew. Krzyknęłam z frustracji i szybko użyłam Talentu, posyłając w jego stronę płomień w kształcie ostrza. Odskoczył, po czym złapał mnie wolną reką za ramię.- Rin! Posłuchaj mnie!
W głowie mignęły mi wspomnienia tortur i cierpienia, jakie mi zadawał. Wspomnienia tego, jak się nade mną znęcał, gnoił i usiłował mnie złamać.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam, po czym wbiłam sztylet w jego dłoń i tym samym w swoje ramię. Chciałam go zniszczyć, spalić doszczętnie. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Wyszarpnęłam sztylet, kopnęłam go i odskoczyłam kawałek dalej. Ogień zaczął się rozchodzić po drewnianej podłodze, która teraz skrzypiała niebezpiecznie.- Nie dożyjesz następnego dnia! Nikt z was go nie dożyje!
Czułam, jak ogień zaczynał pulsować mi w żyłach. Czułam okropną frustrację i ogarniającą mnie furię. Najpierw zabili mamę. Potem mnie torturowali...
Straciłam tak wiele z ich rąk.
Chciałam wysadzić cały ten budynek i zabić wszystkich, którzy się w nim znajdują. Jedyna osoba, która być może miała na tyle siły aby mnie zatrzymać stała właśnie przede mną.

#11 Yoshihiro i spółka



* Kazuya *
Poczułem ciepło w brzuchu gdy Rin mnie pocałowała. Oby to nie była krew z rany. Raczej nie była.
Gdy tylko dziewczyna wyszła z mieszkania, powoli się podniosłem i usiadłem na krawędzi łóżka. Nie bolało aż tak bardzo. Problemem była tylko przebita stopa.
- No trudno. – mruknąłem. – Zawsze można się czymś podeprzeć i będzie dobrze.
Potrzebowałem jakiegoś kija czy czegoś… chwilę później zauważyłem stojącą koło łóżka kulę. Widocznie przewidzieli, że mimo wszystko będę potrzebował możliwości stanięcia na własnych nogach i przemieszczania się. Dzięki ci, Shiro - mózgu operacji. Uśmiechnąłem się do własnego, kiepskiego żartu i złapałem kulę. Na szczęście nie przewróciła się i nie odturlała jak najdalej ode mnie. Oparłem ją na podłodze i ostrożnie wstałem. Nie bolało aż tak okropnie. Tylko trochę.
Zrobiłem kilka kroków i zdecydowałem, że pójdę do pracy. Dopiero co awansowałem, nie mogłem już znikać na tak długi czas bez ostrzeżenia. Zdjąłem koszulkę i obejrzałem dokładnie zabandażowaną ranę na brzuchu. Nadal wyglądało to nienajlepiej.
Westchnąłem i przebrałem się w bardziej wyjściowe ubrania, następnie powoli wychodząc z mieszkania. Zabrałem ze sobą potrzebne rzeczy. Zauważyłem też, że moja katana została wyczyszczona z krwi.
- To miłe. – mruknąłem. – Zwłaszcza, że…
Ucichłem. Zabiłem kogoś, kto nie był pospolitym bandytą. Znowu. Nadal było mi z tym źle, do takiego czegoś nie można się przyzwyczaić. To okropne uczucie.
Ruszyłem powoli ulicą, kuśtykając na zranionej nodze. Przyciągałem trochę uwagi, ale raczej nikt mnie nie śledził. Gdyby ktoś mnie zaatakował w takim stanie, miałbym problem z pokonaniem napastnika. Na szczęście udało mi się dotrzeć do biura bez żadnych niespodzianek. Na miejscu przywitał mnie oczywiście Takashi.
- No cześć szefie! – powiedział z entuzjazmem. – Ooo, spadłeś ze schodów?
- Cicho bądź, baranie. – uśmiechnąłem się lekko. Żart ten rozładował trochę napiętą atmosferę  spowodowaną moim pojawieniem się w opłakanym stanie. Byłem mu za to trochę wdzięczny, mimo że był durniem.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do swojego gabinetu, wpuszczając za sobą mojego przyjaciela. Ten natychmiast usiadł na krześle dla interesanta, czekając aż zajmę miejsce w swoim fotelu. Zrobiłem to niespiesznie i spojrzałem na niego.
- No co? Nie będzie wyjaśnień. To ściśle tajne, łamane przez „nie wiem”. – pokręciłem głową.
- Ależ ja ich nie oczekuję. – wzruszył ramionami chłopak. – Ale staraj się nie umrzeć, dobra? Ostatnio beznadziejnie ci w tym idzie.
- Przecież żyję! – żachnąłem się. – Wszystkie fakty są po mojej stronie, idzie mi bardzo dobrze.
- Ciekaw jestem jak długo. – westchnął.
- Tak długo jak będzie trzeba. – mruknąłem. – W każdym razie, zdobyłem pewne informacje. Zobaczymy co dalej, na razie nie powiem dokładnie o co chodzi bo nie wiem do czego to może doprowadzić. Zaufaj mi.
- Po prostu nie zgiń głupio. Tym razem chyba było blisko. – skrzywił się. – Za blisko. Rin nie byłaby zachwycona.
- Nie była. – spojrzałem w okno. – Zabije mnie jak się dowie że przyszedłem do pracy.
- Ona też? – powiedział sarkastycznie Takashi. – Sam chętnie bym cię zatłukł, powinieneś był odpoczywać.
- Śmierć mi w tym na pewno pomoże. – zaśmiałem się cicho. – Nie mordujcie, okrutnicy.
Spoważniałem.
- Powiedz. – ściszyłem głos. – Czy nasz… eks-szef tu wchodził gdy mnie nie było?
- Hmm… - zamyślił się Takashi. – A jak myślisz?
Kiwnąłem lekko głową. To było bardzo podejrzane.


* Rin *

W sklepie dziś było pełno klientów. Zwykle bardzo by mnie to cieszyło gdyby nie fakt, że nie spałam już ponad dobę. Byłam przez to o wiele mniej wydajna i sporo wolniejsza. Haru zwrócił uwagę, że mam okropne doły pod oczami i zaoferował mi jakieś herbatki na sen. Próbowałam odmówić, ale nie ustępował, więc ostatecznie je przyjęłam i podziękowałam. Kazał mi iść do domu wcześniej. To było miłe z jego strony, że się troszczył a ja chętnie przystałam na propozycję zakończenia pracy nieco wcześniej.
Gdy tylko wróciłam do domu to zauważyłam, że nigdzie nie ma Kazuyi. Ten głupek poszedł do pracy!
Ugh, co za uparciuch! Miał leżeć i odpoczywać!
Westchnęłam i przejechałam ręką po twarzy. Był gorszy ode mnie.
Rzuciłam się na puste łóżko i usnęłam w ciągu kilku sekund.
*
Poczułam, że ktoś gładzi mnie po głowie. Leniwie uniosłam powieki i poszukałam wzrokiem właściciela ręki. Kazuya siedział obok mnie, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - powiedział cicho, cofając rękę.
Oczy mnie niesamowicie piekły ze zmęczenia. Miałam wrażenie, że całe moje ciało jest otępiałe. Prawdopodobnie od tej któtkiej drzemki.
Podniosłam się powoli na łokciach.
- Kazałam ci zostać w domu - mruknęłam, wbijając w niego zfrustrowane spojrzenie.- Dlaczego wyszedłeś?
- Chciałem już wrócić do pracy - wzruszył ramionami, po czym przyciągnął mnie do siebie i delikatnie przytulił.- Poza tym niepotrzebnie się tak bardzo martwiłaś, nic mi nie jest i mogłem normalnie pracować.
- Głupek - mruknęłam, wtulając się w niego. Biło od niego przyjemnie ciepło, które zdawało się nieco zmniejszać moje paskudne samopoczucie.- Kocham cię, Kazuya.
- Ja Ciebie też - czarnowłosy pogładził mnie lekko po głowie, po czym złożył delikatny pocałunek na moim czole. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
*
Od czasu spotkania z ruchem oporu minął prawie miesiąc.
Kontaktowali się tylko z Kazuyą, ponieważ ja dalej byłam uznawana za zagrożenie.
Kontynuowałam swoje potajemne treningi nocami.
Upewniłam się, że czarnowłosy zasnął, po czym deliaktnie wyślizgnęłam się z jego ramion, ubrałam i wyszłam z domu.
Noce stawały się nieco cieplejsze.
Ćwiczyłam w miejscach, w których nikt się nie pojawiał. Zaczynałam widzieć coraz większą poprawę. Byłam szybsza i sprawniejsza.
Zdarzało mi się czasem wpaść na małe dwuosobowe patrole samurajów, ale byłam w stanie im bez problemu uciec po dachach nim mieli czas ściągnąć posiłki.
Dzisiaj również się to zdarzyło, więc skończyłam uciekając przez ponad godzinę, aż zatrzymałam się na jednym z wyższych budynków. Rozejrzałam się dookoła. Miasto było nadal spowite ciemnościami, które przerywały latarnie. Niebo było dziś czyste, więc wyraznie widać było księżyc i gwiazdy. Musiałam przyznac, że byłam pod wrażeniem widoku przed sobą.
Gdy wróciłam do domu to zdałam sobie sprawę, że zostały mi nadal 3 godziny snu. Nie było to wiele, jednak coraz częściej przedłużałam nieoc trening. Zamiast tego zwykle ucinałam sobie krótkie drzemki w trakcie przerwy w pracy i po powrocie. Kazuya zdawał się tym nieco martwić, zwłaszcza, że doły pod oczami zdawały się robić coraz ciemniejsze, ale zapewniałam go, że to nic takiego.
Po trzech bardzo krótkich godzinach obudził nas budzik. Kazuya wydawał się nadzwyczaj milczący. Cały czas mi się przyglądał, ale prawie nic nie mówił. Zjedliśmy tak śniadanie i wyszliśmy do pracy. Może po prostu zle spał i wstał lewą nogą?

* Kazuya *
Nie mogłem być całkowicie spokojny, zawsze ktoś mi na to nie pozwalał. Tym razem była to Rin. Ruch oporu sporadycznie się ze mną kontaktował i nic o niej nie wspominał, więc to nie oni byli moim zmartwieniem. Kilkukrotnie za to miewałem sytuacje, w których budziłem się do pewnego stopnia, będąc jakby w półśnie i wydawało mi się, że dziewczyna nie leży obok, a przynajmniej nie w moich ramionach, mimo że byłem pewien, że była tam gdy zasypialiśmy. Oczywiście mogła wstawać do łazienki i kłaść się później obok, ale było jeszcze coś, co mnie martwiło. Codziennie miała podkrążone oczy i zarzekała się, że źle spała albo miała koszmary. Na początku to ignorowałem, ale z czasem zacząłem podejrzewać że wymyka się gdzieś nocą. Oczywiście nie miałem ku temu dowodu, ale pewnego ranka zacząłem się jej uważniej przyglądać.
Wydawała się być tym faktem delikatnie zmieszana i starała się nie patrzeć mi prosto w oczy swoimi, mocno podkrążonymi. Postanowiłem tego dnia o nic nie pytać. Może następnego. Jak zwykle każde z nas poszło do pracy i wyglądało na to, że ten dzień nie będzie się różnił niczym od pozostałych. Ja jednak miałem coś do załatwienia.
Pod umówionym adresem w drodze pomiędzy mieszkaniem, a moim miejscem pracy stał mężczyzna ubrany między innymi w czarny płaszcz i czerwony szalik. Na mój widok lekko skinął głową i odszedł w pobliską alejkę, jakby zapraszając mnie do podążania za nim. Wszedłem w uliczkę i obaj zatrzymaliśmy się około dziesięciu metrów wgłąb jej.
- Więc czego chciałeś? – spytał mężczyzna.
- Chodzi o Rin. – powiedziałem, wiedząc jaką reakcję to wywoła.
- Dla niej nic nie zamierzam robić. – mój rozmówca splunął na ziemię z pogardą. – To nasz wróg.
- Albo my obydwoje, albo żadno, pamiętasz? – zwróciłem jego uwagę na warunki ugody. – Rin chce zobaczyć się ze swoim ojcem. Jest u was.
- Skąd pomysł że on chce się z nią widzieć? Prawie go zabiła. – mężczyzna był mocno poirytowany. – Nie zamierzam na to pozwolić.
- W takim razie żegnam. – wzruszyłem ramionami, odchodząc powoli.
Nie zdążyłem przejść nawet dziesięciu kroków gdy usłyszałem.
- Zaczekaj. Stój. Zobaczę co da się zrobić. Niczego nie obiecuję, ale-
- Po prostu to załatw. – rzuciłem spokojnie.  – Jestem pewien, że sobie poradzisz.
Położyłem nacisk na słowo „pewien”, żeby dać mu do zrozumienia, że nie ma innego wyboru. Jeśli już miałem mieć do czynienia z ruchem oporu, to musiałem wyciągnąć z tego jakieś korzyści. Martwiło mnie tylko, że przecenię to, jaką wartość we mnie dostrzegają i w końcu przesadzę z żądaniami.
Na szczęście na razie się na to nie zanosiło.
Moje rany już się w większości zagoiły i miejsca w których się znajdowały już tylko sporadycznie pobolewały. Cieszyło mnie to, w końcu ciężko było pracować będąc całym obolałym. W dodatku Takashi lubił nazywać mnie „połamańcem” przez to, że czasem lekko krzywiłem się gdy stawałem na rannej nodze. Trochę zaczynało mnie to już drażnić.
*
Tamten dzień w pracy minął raczej spokojnie i udało mi się wrócić do domu względnie szybko. Dotarłem do drzwi i ze zdziwieniem zauważyłem, że drzwi są otwarte, ale światła wewnątrz się nie palą. Rin siedziała po ciemku? Niemożliwe. Pchnąłem ostrożnie drzwi i wszedłem do środka.
- Rin? – powiedziałem głośno. – Jesteś tu?
Nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Postąpiłem jeszcze kilka kroków wgłąb mieszkania i moją uwagę przykuła mała karteczka leżąca na szafce nocnej przy łóżku. Zaraz obok niej leżał ucięty kosmyk niebieskich włosów.
Spojrzałem na fragment papieru.
„Mamy ją. Od teraz nie będzie dodatkowych żądań.”


* Rin *

- Rin? Rin, obudz się - ktoś delikatnie mną potrząsał. Podniosłam zmęczone powieki do góry.
- Przespałam już całą przerwę? - mruknęłam, szybko podrywając się na nogi, przez co lekko się zachwiałam.- Przepraszam, już idę.
- Nie, to nie o to chodzi - Haru patrzył na mnie z troską.- Ktoś o ciebie pyta i nalega, że to ważne żeby z tobą porozmawiał.
- Już idę - odparłam bez najmniejszego zastanowienia, po czym poprawiłam ubrania i lekko się chwiejąc wyszłam na przód sklepu razem z szefem. Dopiero po drodze zaczęłam się zastanawiać kto chce się ze mną widzieć. Gdyby to był Kazuya to by po prostu użył jego imienia. Może Takashi?
Moje rozmyślania szybko jednak zostały przerwane. Dostrzegłam siwego mężczyznę, który stał po środku sklepu razem z jakimś innym, sporo młodszym facetem. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że starszego mężczyznę kojarzyłam. Pomógł mi kiedyś wstać z chodnika, gdy miałam przebłysk wspomnień. Co tutaj robił?
- O, witaj panienko - nieznajomy uśmiechnął się do mnie. Zauważyłam, że na jego płaszczu ponownie widniał emblemat samurajów.- Potrzebuję, żebyś ze mną teraz poszła. To odnośnie twojego przyjaciela, Kazuyi.
Przeszły mnie ciarki. Odnośnie Kazu? Czy coś mu się stało? I jak miałam odebrać fakt, że przyszedł po mnie samuraj?
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- O co chodzi? Coś się stało? - spytałam, starając się zachować spokój. Przyjrzałam się szybko jego towarzyszowi, ale nie widziałam żadnych emblematów. Posiadał jednak katanę, która wystawała lekko spod płaszcza, więc zgadywałam, że również był samurajem.
- Nie mogę tutaj o tym rozmawiać - starszy mężczyzna ściszył nieco głos.- Proszę, żebyś ze mną poszła a po drodze ci wszystko wytłumaczę.
Spojrzałam przez ramię na Haru, który patrzył nieufnie na całą scenę.
- Jeżeli chcesz to możesz pójść, wygląda na to, że to ważne - szef stwierdził cicho.
- Wez swoje rzeczy, to może troche potrwać - siwy nieznajomy uśmiechnął się lekko.
Zaczynałam się już nieco denerwować. Miałam gdzieś iść sama z dwójką samurajów. A sugestia mężczyzny dawała mi do zrozumienia, że prawdopodobnie dzisiaj już tu nie wrócę.
Zabrałam z zaplecza swój płaszcz i torbę, po czym wyszłam z nieznajomymi.
Młodszy chłopak miał jasne blond włosy, które opadały mu luzno na twarz. Do tego błętkitne oczy, średni wzrost. Nie zdejmował ze mnie spojrzenia, które wywoływało ciarki na plecach.
Szliśmy sporą ilość czasu w ciszy. Zdawałam sobie sprawę, że zbliżamy się do obrzeży miasta.
- Może mi pan powiedzieć dokąd idziemy? - zapytałam w końcu, siląc się na spokój. Wewnątrz mojej głowy panował chaos. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać ani dlaczego idziemy akurat w tą stronę. Całe ciało miałam napięte z nerwów i uczucia niepewności.- I co z Kazuyą?
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę - starszy odezwał się, uśmiechając się do mnie pogodnie.- To już niedaleko.
- Pośpieszmy się nieco - młodszy nagle się odezwał, a w jego głosie dało się wyczuć zniecierpliwienie.- Inaczej nie zdążymy z przygotowaniami na czas.
- Przygotowaniami? - posłałam mu pytające spojrzenie, ale nie odpowiedział na moje pytanie. Po prostu cały czas świdrował mnie spojrzeniem, które mroziło mi krew w żyłach.
Weszliśmy do jakiejś długiej alejki i zatrzymaliśmy się w połowie. Jeden z nich stał przede mną, drugi za mną. Oblał mnie zimny pot.
- Rin, bardzo ciężko było się do ciebie dostać - starszy powiedział, po czym jego uśmiech stał się złowrogi.- Tak długo na ciebie polowaliśmy, aż wreszcie cię mamy.
W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Od razu rzuciłam się do tyłu żeby uciec, przez co wpadłam na blondyna. Chłopak jednak przewidział, że tak się zachowam. Zgrabnie złapał mnie w talii, prawą ręką przyciskając mnie do siebie na krótką chwilę, żeby dosłownie sekunde pózniej złapać drugą ręką mój nadgarstek i rzucić mną o mur alejki.
Syknęłam z bólu, który rozszedł się po moich plecach, jednak szybko pozbierałam się na nogi. Musiałam stąd uciekać, natychmiast.
Pomimo mojego wysiłku uścisk blondyna nie zelżał. Próbowałam wyprowadzić kilka ciosów, ale wszystkie z łatwością uniknął z niesamowitą prędkością. Nagle puścił mój nadgarstek i spojrzał na mnie wyzywająco.
Zignorowałam zaproszenie do dalszej walki i próbowałam biec dalej, ale przeskoczył nade mną i zgrabnie wylądował metr przede mną.
Widać nie mogę go wyminąć, więc będę musiała przesunąć.
Pomimo całkowitej wolności ruchów nadal nie mogłam go nawet dotknąć.
- Imponujące, co? - dobiegł mnie zza pleców głos starszego nieznajomego, który stał i tylko się przyglądał.- Na całe szczęście Satoru skończył go szkolić nim go zabiłaś. W połączeniu z jego Talentem szybkości i naturalnymi predyspozycjami jest niesamowitym ninją oraz samurajem w jednym!
Talentem szybkości. To tłumaczyło, czemu nie byłam w stanie wyprowadzić udanego ciosu. Jako ninja byłam szybsza niż przeciętni ludzie, ale nie mogłam się mierzyć prędkością z kimś kto posiadał taki Talent.
Musiałam poradzić sobie inaczej. Zacisnęłam pięść, żeby użyć swojego Talentu, gdy nieznajomy nagle złapał mnie za rękę i przerzucił nad sobą, jak gdybym była patykiem. Jęknęłam z b
ólu gdy wylądowałam ponownie na ziemii. To zdecydowanie nie był dobry dzień dla moich pleców.
- Jesteś za wolna - blondyn odparł spokojnie. Nie zdążyłam się nawet oprzeć na łokciach nim przeciwnik nagle przycisnął mnie butem do ziemii i nachylił się nade mną.- Jestem rozczarowany.
Dosłownie sekundę pózniej poczułam ukłucie na szyi.
O nie.
Poczułam, że paraliżuje mnie strach. Zamrugałam i zdałam sobie sprawę, że chłopak wstrzyknął coś do mojego organizmu.
Od razu przypomniała mi się noc, gdy walczyłam z Satoru. Użył na mnie narkotyku, żeby mnie obezwładnić. Czy to było ponownie to świństwo? Trucizna?
- Jak wrócimy to ją przywrócimy do dobrej formy, porządnie ją wyszkolimy - starszy mężczyzna zaczął iść w naszą stronę.
Spróbowałam poderwać się na nogi. Nie wiedziałam ile mam czasu nim moje ciało odpowie na to świństwo. Niestety, blondyn nacisnął mocniej na moją klatkę piersiową, utrudniając mi oddychanie.
Ogarniała mnie obezwładniająca panika. Nerwowo rozglądałam się dookoła, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Próbowałam złapać i siłą ściągnąć stopę przeciwnika, ale nie mogłam. Zaczęłam się szarpać, lecz bezskutecznie.
- Zajmę się nią po zmianie wspomnień - blondyn odparł, nadal wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. Wyciągnął katanę, po czym złapał mnie za włosy. Skrzywiłam się, dalej usiłując się wyrwać. Odciął kosmyk moich włosów i włożył go do kieszeni.- Zanieś ją do reszty i daj mi klucze od jej mieszkania. Zostawię naszą wiadomość Kazuyi.
Wiadomość? Jaką wiadomość?!
Poczułam, że robi mi się słabo. Obraz przed oczami zaczynał chaotycznie wariować.
Chłopak cofnął się, ściągając ze mnie nacisk. Złapałam łapczywie powietrze, po czym poczułam, że za chwilę zwymiotuje.
Starałam się podnieść, jednak nie dałam rady, ciało odmawiało posłuszeństwa. Miałam wrażenie, że cała drętwieje.
- Kazu...ya...- wysapałam, próbując jeszcze przez chwilę się czołgać przed siebie nim upadłam z powrotem na ziemię. Pociemniało mi przed oczami.

*
Lekko uchyliłam powieki. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę sama błagać o śmierć. Całe ciało mnie bolało, szczególnie plecy. Głowa mi pękała a żołądek bolał tak mocno, jakby ktoś wbił mi w niego kilka sztyletów.
Skrzywiłam się na światło, które od razu mnie uderzyło.
Spróbowałam poruszyć rękoma i nogami, ale zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie. Nie miałam pojęcia co do tego gdzie jestem ani co się naokoło mnie dzieje.
- Już się obudziła - ktoś obok mnie odezwał się. Skierowałam powoli wzrok na właściciela głosu, mrużąc lekko oczy. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że to blondyn, który zrobił sobie ze mnie kukiełkę treningową.- Możemy chyba zaczynać.
Zaczynać co?
- Sprawiłaś nam tyle problemów, Rin - nagle w moim polu widzenia znalazł się siwy mężczyzna z wcześniej. Patrzył na mnie z triumfalnym uśmiechem.- Ale wreszcie mamy cię z powrotem! Wprowadzimy w tobie kilka poprawek i z powrotem staniesz w naszych szeregach.
- K-kilka poprawek? - wykrztusiłam, mając wrażenie, że za chwilę zwrócę swoje śniadanie.
- Świetnie się spisałeś, Akira - usłyszałam kolejny głos, który również skądś kojarzyłam. Odgłos kroków. Przeniosłam wzrok w jego kierunku. Stał tam mężczyzna...który od razu wydał mi się okropnie znajomy.- Witaj w domu, Rin. Ten irytujący samuraj od dawna stał nam ością w gardle, a gdy jeszcze przeszkodził nam w dostaniu się do naszej własności...Myślę, że mam nawet pomysł jak mu zniszczyć życie.
- Zostaw Kazuyę w spokoju! - podniosłam lekko głos, patrząc na niego rozgniewana.- Nie waż się go dotkąć!
- Masz mocny charakter, żeby grozić szefowi Yakuzy, gdy jesteś związana i niezdolna do walki - mężczyzna nachylił się nade mnie, usmiechając się demonicznie.- Ale zawsze taka byłaś, od pierwszego dnia gdy zabiliśmy twoją matkę, porwaliśmy cię i wypraliśmy ci mózg. A nawet i po tym oraz po szkoleniu miałaś charakterek, widać taki twój urok.
Przeszły mnie ciarki. Spróbowałam ponownie ruszyć kończynami, ale przeciwnik miał rację, byłam związana łańcuchami i nie miałam żadnej szansy się wyrwać. Dodatkowo moje ciało nadal wydawało się otępiałe.
Zabili moją matkę. Porwali mnie. Wyprali mi mózg. A teraz planowali zrobić krzywdę Kazuyi?
- Co ja wam zrobiłam? - spuściłam głowę w dół. Czułam, że łzy podchodzą mi do oczu.- Dlaczego to robicie?
- Po pierwsze dlatego, że twój ojciec odmówił szpiegowania dla nas - szef Yakuzy kontynuował.- A potem odkryliśmy, że ukrywał swoją córkę przed Cesarzem, ponieważ posiadała wyjątkowy Talent, który mógł łatwo wyrwać się spod kontroli. Posiadasz niesamowitą moc, Rin. Do tego masz predyspozycję do bycia ninją. Jak możnaby przepuścić kogoś takiego? Będziesz albo z nami, albo martwa.
Nagle mężczyzna złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę, żebym na niego spojrzała. Miał ciemne, brązowe oczy oraz czarne włosy. Widać po nim było, że był w średnim wieku. Ubrany w pięknie zdobione haori.
- A teraz czas na najlepszą część - kontynuował, usmiechając się złowrogo.- Ponownie zmienimy ci wspomnienia. Wiemy, że byłaś blisko z tym samurajem. Dlatego to właśnie ty będziesz tą, która go zabije. Ale nie martw się, nie będziesz pamiętać swoich uczuć do niego, więc to zaboli tylko i wyłącznie jego!
- Nie! Nie możesz tego zrobić! - krzyknęłam, podejmując kolejną próbę wyrwania się. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi głowa, ale musiałam coś zrobić! Nie mogłam pozwolić na coś takiego. Musiałam wrócić do Kazuyi, natychmiast.- Walcz ze mną, tchórzu!
- Niee, nie będziemy walczyć - mężczyzna zachichotał.- Seiji, bierz się do roboty.
Odsunął się, aby ustąpić miejsce innemu mężczyznie, którego nawet nie zarejestrowałam w pomieszczeniu. Ten złapał mnie zdecydowanie za szczękę i wymusił na mnie kontakt wzrokowy.
Nie zdążyłam zauważyć nic poza tym, że jego oczy były w kolorze krwisto czerwonym. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały poczułam bezwład w całym ciele. Nagle, w ciągu jednej sekundy, wszystko zniknęło.

Lydia Land of Grafic